Po Wielkim Poście nadeszły trzy wielkie dni – Triduum Paschalne. Czekałem na nie z ciekawością i wewnętrznym poruszeniem. Przyznam, że jest coś niezwykle inspirującego w tym, gdy dobrze znane od lat święta i uroczystości przeżywa się na nowo, w innym miejscu i w inny sposób. Z zainteresowaniem wypatrywałem tego, czym będą się różnić od naszych polskich tradycji.
Wielki Czwartek, jak w całym Kościele, rozpoczęliśmy celebracją Mszy Krzyżma Świętego w katedrze naszej diecezji – wraz z całym duchowieństwem, liczącym 35 kapłanów. Po raz pierwszy miałem okazję posługiwać podczas tej liturgii jako jeden z ceremoniarzy – to było dla mnie zupełnie nowe i poruszające doświadczenie.
Po południu celebrowałem dwie Msze Wieczerzy Pańskiej z obrzędem umycia nóg – w dwóch kaplicach naszej parafii. Szczególnie głęboko przeżyłem ten moment – umycie i ucałowanie stóp wiernym, wykonane po raz pierwszy w moim życiu, na długo pozostanie w mojej pamięci. Po zakończeniu tych celebracji powróciłem do kościoła parafialnego, aby uczestniczyć w adoracji Najświętszego Sakramentu. Podobnie jak w Polsce, także tutaj przygotowywane jest miejsce adoracji i wierni czuwają aż do północy.
Wielki Piątek to dzień Parafialnej Drogi Krzyżowej, a następnie Liturgii Męki Pańskiej. W tym roku uczestniczyłem w tych celebracjach w jednej z wiosek oraz w klasztorze sióstr klarysek. W Ekwadorze nie ma tradycji tzw. “grobu Pańskiego”, dlatego po zakończonej liturgii nie przewiduje się już żadnych dodatkowych nabożeństw.
Wielka Sobota również wygląda inaczej niż w Polsce – nie ma tu ani tradycji grobu Pańskiego, ani święcenia pokarmów. Kościół ogarnia wielka cisza, jak mówi czytanie z Godziny Czytań. A jednak – nie do końca. Rano parafianie gromadzą się na nabożeństwie siedmiu boleści Maryi – modlitwie opartej na rozważaniu siedmiu cierpień Matki Bożej.
Wigilię Paschalną rozpocząłem już o godzinie 15.00 w jednej z kaplic parafii, w miejscowości Naupe, gdzie zebrali się wierni z okolicznych wspólnot. Co ciekawe – podczas tej celebracji poświęcone zostały aż trzy paschały, dla każdej z kaplicy. Po zachodzie słońca miałem okazję celebrować Wigilię Paschalną również w klasztorze sióstr klarysek.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego to czas radości, który przeżywałem wspólnie z parafialną wspólnotą. Dzięki współczesnym możliwościom komunikacyjnym mogłem też połączyć się z rodziną w Polsce.
Podsumowując: czas Triduum Paschalnego w Ekwadorze to czas głębokiej modlitwy i celebracji – znanych mi z polskiej rzeczywistości, ale jednak przeżywanych w odmienny sposób. Bez tradycyjnego grobu Pańskiego, bez święcenia pokarmów, bez wielkanocnego śniadania (bo choć śniadanie było, to raczej zwyczajne), i bez drugiego dnia świąt. Tego dnia jednak spotkaliśmy się w gronie polskich księży pracujących w diecezji Daule – na wspólnym świątecznym spotkaniu z udziałem biskupa. To był piękny i budujący akcent kończący te wyjątkowe dni.
Tobie, który to czytasz: Błogosławię +
ks. Przemek




